Przykazanie 14: "Nie wierzyć w sprawiedliwość świata".


 

    Moi Drodzy Czytelnicy,

    W trakcie mojego życia wielokrotnie słyszałem zdanie: "nie ma sprawiedliwości na tym świecie". Zdanie te było wypowiadane przez różne osoby, głównie starszego pokolenia, w rozmaitych okolicznościach. Podobnie do wielu innych słów, sprawiedliwość jest używana w wielu kontekstach zarówno obiektywnych, jak i subiektywnych. Zostawimy z boku subiektywne i infantylne stwierdzenie: "to niesprawiedliwe", a skoncentrujemy się na sprawiedliwości w klasycznym rozumieniu obiektywnym. "Klasyczna definicja sprawiedliwości pochodzi od rzymskiego prawnika Ulpiana, według którego sprawiedliwość jest stałą i niezmienną wolą przyznania każdemu należnego mu prawa (Iustitia est constans et perpetua voluntas ius suum cuique tribuere)".

    Dlaczego tak istotne jest obiektywne podejście do sprawiedliwości? Otóż, wielokrotnie słyszane stwierdzenie "to niesprawiedliwe" kojarzy mi się przede wszystkim z płaczem dziecka, który czegoś nie otrzymał (np. drugiej porcji lodów). Te infantylne odczucie niesprawiedliwości pozostaje podświadomie u wielu dorosłych, choć może objawia się w bardziej zawoalowany sposób. Przykłady: to niesprawiedliwe, że inni są bogatsi, mądrzejsi czy piękniejsi ode mnie. Jest to niesprawiedliwość subiektywna, bo zgodnie z klasycznym rozumieniem sprawiedliwości, tak jak dziecko nie posiada należnego mu prawa do drugiej porcji lodów, tak ja nie posiadam należnego mi prawa do mądrości, piękna czy bogactwa.

    Profesor Leszek Kołakowski odnosi się jednak to niesprawiedliwości w rozumieniu obiektywnym. Przykładowo: umawiam się z fachowcem na budowę domu, podpisuję umowę, w której zawarte są kwota, termin, etc. a jednak fachowiec nie dotrzymuje umowy. Sprawa trafia do sądu. Sędzia zostaje przekupiony przez fachowca i orzeka na korzyść tego ostatniego. To może trochę naciągana historia, ale chciałem ukazać obiektywizm niesprawiedliwości.

    Wydaje się więc, że brak sprawiedliwości dzieje się przede wszystkim ze względu na ułomność natury ludzkiej. Dużo gorzej jest, gdy ta ułomność jest celowa i zawiniona. Przekupność, fałszywa lojalność zawodowa, wykorzystywanie pracowników ponad ustalone kontraktowo normy, etc. Chciałoby się powiedzieć, iż przecież mamy "wolne sądy" i one ostatecznie rozstrzygają o sprawiedliwości. W teorii tak. W praktyce, sędziowie, pracodawcy (ale i pracownicy), to tylko ludzie, którzy są omylni. Kiedy ktoś lub coś jest omylne, nie ma mowy o pełnej sprawiedliwości w sensie zero-jedynkowym.

    Brak sprawiedliwości wywołuje u pokrzywdzonych smutek, frustrację złość. Wierzę również, iż w negatywny sposób odbija się na samych osobach czyniących niesprawiedliwość. I nie myślę tu nawet o metafizycznych reakcjach typu "karma wraca" czy "dobro wraca", ale o zwykłym wpływie aktów niesprawiedliwych na psychikę czyniącego.

    OK, nie wierzyć w sprawiedliwość świata i co dalej? Usiąść i płakać? Samemu czynić niesprawiedliwość, skoro i tak jej obiektywnie nie ma? Tak naprawdę nie ma jednej i jedynej odpowiedzi na to pytanie. Dla niesprawiedliwych będzie ta teza usprawiedliwieniem ich działania i zachętą do dalszego. Dla niektórych poszkodowanych będzie to powodem do dalszego smutku i poczucia bezsilności. Jednak chciałbym podzielić się z Wami moją "odpowiedzią" na tę tezę prof. Kołakowskiego.

    Przede wszystkim, przykazania "Jak żyć?" mają na celu zburzenie iluzji, w jakiej duża część społeczeństwa żyje, albo chce żyć. Nie chcę też uciekać się do metafizycznego sądu ostatecznego chrześcijańskich wierzeń, bo wiara w sąd ostateczny może być tylko małą formą pocieszenia dla pokrzywdzonego, ale postawą dość pasywną wobec niesprawiedliwości. Podobnie do wszystkich poprzednich wpisów, i teraz chciałbym zachęcić do działania

    Primo. Dbać o sprawiedliwość we własnym działaniu wobec siebie samego i innych. Brzmi dość dziwnie, że mówię o sprawiedliwości wobec siebie samego, prawda? Otóż jest to równie ważne, a nawet ważniejsze od sprawiedliwości wobec innych. Skoro nie potrafię być sprawiedliwym czy uczciwym wobec siebie samego, trudno mi będzie tę sprawiedliwość czynić wobec innych. Tu sprawiedliwość staje się mniej "kontraktowa". Chodzi bardziej o uczciwe traktowanie siebie samego (nie oszukiwanie się), ale też "obowiązek" wobec swojego ciała, psychiki, a dla wierzących duszy. 

    Sprawiedliwość wobec innych jest w pewnym sensie odrobinę łatwiejsza. Wpierw musimy sami zdecydować czy chcemy w życiu grać fair, czy raczej należeć do grupy, która nie uznaje pojęcia sprawiedliwości. Z drugiej strony, postawa ta wymaga posiadania i dbania o własny kręgosłup moralny, co momentami staje się postawą wręcz heroiczną, jednak nie niemożliwą. Nikt nie jest nieomylny, więc jeśli z zasady traktuję ludzi fair, a zdarzy mi się błąd, mam do tego prawo, o ile do tego błędu się przyznam i za niego przeproszę, nie tylko osobę poszkodowaną, ale i siebie samego, za złamanie reguł gry. Sprawiedliwość wobec innych możemy ćwiczyć każdego dnia, chyba że jest się pustelnikiem i otaczają mnie ludzie. Sprawiedliwie mogę postępować bowiem zarówno wobec 1) pracodawcy - wypełnianie zadań opisanych w umowie w należyty sposób (i oczekiwanie za to zapłaty zgodnie z umową); 2) pracownika - wymaganie wypełnienia zadań zawartych w umowie (a nie zadań, które z umową nie mają nic wspólnego - np. parzenia kawy); 3) małżonków (umowa cywilna - przysięga małżeńska) czy partnerów życiowych (forma wzajemnej umowy niepisanej, niewypowiedziana formalnie przed urzędnikiem) 4) dzieci i rodziców, 5) pani kasjerki z dyskontu i innych. 

    Wobec większości osób nie mam formalnego zobowiązania wobec sprawiedliwości, aczkolwiek rozumiemy tu sprawiedliwość sensu largo, np. pani kasjerce płacę należność za zakupione produkty a pani kasjerka wydaje resztę co do grosika. Pani kasjerka nie oczekuje ode mnie, że zeskanuję sobie sam produkty a ja nie oczekuję od niej, że wniesie te produkty do mojego samochodu. 

    Wobec bliskich sprawiedliwość może być rozumiana w sposób formalny (np. przysięga małżeńska) lub sensu largo, jako umowa wzajemności. Chodzi przede wszystkim jednak o to, żeby być fair wobec bliskich. Skoro ja nie poświęcam swojego czasu/opieki bliskim, nie powinienem oczekiwać niczego innego w zamian. 

    Secundo. To walka o sprawiedliwość. Chodzi oczywiście o nie pozostawanie biernym wobec jawnej i obiektywnej niesprawiedliwości wobec nas samych, ale i innych. To że nie wierzymy w sprawiedliwość świata, nie oznacza kapitulacji i bezczynności. Każde działanie, w granicach naszych możliwości, zdolności i sytuacji, jest kroplą, przeciwwagą dla niesprawiedliwości. Odpuszczanie, bierność to nic innego, jak przyzwolenie na niesprawiedliwość. Dotyczy to zarówno umów formalnych, jak i nieformalnych. Jeśli pracodawcy jawnie nagina twoje prawa, działam w miarę moich możliwości - sąd pracy, inspekcja, związki zawodowe, etc. Jeśli pracownik działa niesprawiedliwie, wymierzam mu odpowiednią karę, etc. Skoro małżonek/partner życiowy nie traktuje mnie fair, to nie milczę, ale albo walczę o wzajemną sprawiedliwość, albo kończę "umowę", jako że nie jest wypełniana przed jedną ze stron. 

    Walka o sprawiedliwość wynika u niektórych osób z poczucia potrzeby sprawiedliwości. Każdy chciałby być traktowany fair, ale mało kto, o to walczy by być traktowanym fair (i by innych traktować fair). Jasne, często to walka z wiatrakami, bądź wspomniana już wcześniej postawa heroiczna. Z niesprawiedliwością jest podobnie jak z zakażeniem - im mniej oporu (a większe przyzwolenie), tym szybciej i dalej się rozszerza. 

    Kolejnym razem, kiedy będziecie w sklepie, w którym pani kasjerka jest Wam wiecznie "winna grosika", zapłaćcie o jeden grosik mniej i powiedzcie, że teraz Wy będziecie winni grosika. Oczywiście jest to pół żartem, pół serio. Traktujmy ludzi wokół ze sprawiedliwą wzajemnością, i walczmy w miarę własnych właściwości wobec siebie i innych. Jeśli Ty i ja będziemy to robić, to jest nas już dwóch. Nie zmieni to świata sensu largo, ale może zmienić świat Twój, mój i otaczających nas osób, a to już jak zmiana całego świata...

    Miłosierdzie. Na sam koniec, już krótko, o miłosierdziu, lub po cywilnemu, o akcie łaski. Traktowanie ze sprawiedliwością (siebie i innych) powinno być normą (a często nie jest). Akt łaski bądź miłosierdzia powinien być z reguły czymś nadzwyczajnym, a nie pobłażaniem czy usprawiedliwieniem własnej bierności. Możemy wybaczyć partnerowi poważne przekroczenie sprawiedliwości (np. zdradę), dla większego dobra, wykonując swojego rodzaju akt łaski bądź miłosierdzia. Akt łaski czy miłosierdzia nie powinien być jednak regułą czy czymś co może być zrozumiane jako pobłażanie, lub usprawiedliwienie własnej bierności (np. wielokrotne wybaczanie partnerowi stałego zaniedbywania/oszukiwania, bo nie chce się konfrontować z rzeczywistością/trudną sytuacją). Jest to akt nadzwyczajny i punktowy. 

    Ekskurs osobisty. Od najmłodszych lat czułem silne pragnienie sprawiedliwości. Do tego stopnia, iż za młodu, myślałem o karierze prokuratora, ale życie potoczyło się zupełnie inaczej. I choć nie jestem prokuratorem, ani nawet prawnikiem, pragnienie sprawiedliwości nie umarło. Brak sprawiedliwości jest prawie jedyną rzeczą, która wyprowadza mnie ze stoickiego spokoju. Nie mam wielu narzędzi walki o sprawiedliwość, ale jeśli nie będę sprawiedliwy wobec siebie samego/innych, jeśli nie będę walczył o sprawiedliwość wobec siebie samego/innych, to moje pragnienie sprawiedliwości pozostanie iluzją a ja będę gołosłowny, jak nowożytni politycy, którzy mówią o sprawiedliwości a są pierwsi, którym sprawiedliwość najbardziej przeszkadza. Życzę sobie i Wam wytrwania na drodze sprawiedliwości i odwagi do tej heroicznej postawy w tym świecie.



Popularne posty