"Jeden człowiek może zmienić świat", czyli o Uczynkach Zmiany.


 

    Cześć Wszystkim,

    Od pewnego czasu zbierałem się do napisania "czegoś", ale brakowało mi czasu oraz słów. Do tego, w Polsce część osób "żyje" wyborami, a sytuacja na świecie wciąż dostarcza nowych wrażeń. Jak to mawia Piotr Zychowicz "Historia dzieje się na naszych oczach".

    Z drugiej jednak strony, koniec końców, te "informacje" o wyborach, wojnach, itp. są "tylko" dodatkowymi bodźcami, zabierającymi jedynie moją uwagę od rzeczy istotnych. 

    Jest takie powiedzenie, które po angielsku brzmi "one man can make a difference" - co w wolnym tłumaczeniu oznacza, iż jeden człowiek może uczynić zmianę, coś zmienić a nawet zmienić świat (szeroko pojęty). Bardzo lubię to powiedzenie. Dlaczego?

    Patrząc na historię świata, to jednostki "zmieniały" świat, albo przynajmniej były spititus movens dla innych. Czasami mam wrażenie, iż spora część społeczeństwa podziela ten pogląd, iż jeden człowiek może zmienić świat, ale tym człowiekiem jest ktoś inny niż ja. To ktoś wyżej postawiony w hierachii, polityk, przywódca, celebryta, etc. Owszem, ludzie u władzy mają możliwości zmian, które wpływają na większe grupy, ale nie "zwalnia" mnie to z odpowiedzialności za zmianę - siebie samego a inne najbliższego otoczenia.

    Może jestem trochę idealistą, ale głęboko wierze, że najmniejszy "pozytywny" gest, najlepiej bezinteresowny wobec siebie samego, jak i drugiego człowieka "zmienia świat". 

    Teraz chciałbym wprowadzić dodatkowy wątek z pogranicza religii czy wiary. Często słyszy się "to taki dobry człowiek" lub "ten człowiek jest zły z natury". I ja osobiście mam ogromny problem z "dobrem" i "złem". Człowiek, który okrada firmę, w której pracuje, ale przekazuje część przychodu z kradzieży na sierociniec to człowiek dobry czy zły? A może w 55% dobry a w 45% zły? 

    Katolicka doktryna mówi o tzw. stanie łaski, która jest bardzo "zero-jedynkowa": albo się jest w stanie łaski albo się nie jest. Czyny w stanie łaski są dodatkowo "wynagradzane", kiedy te czynione bez stanu łaski, już nie są. Przepraszam z góry za nadmierne uproszczenie, ale czynię to świadomie na potrzeby wpisu.

    Staram się znaleźć przykłady "uczynków", które zarazem są czymś więcej niż dobrymi uczynkami, ale też jakkolwiek pozytywnie zmieniają ten najbliższy nam świat. 

    Przepraszam za moją niewiedzę odnośnie innych wyznań, religii czy światopoglądów, ale i teraz będę się posiłkował wyznaniem katolickim. Odnalazłem coś, co nazywa się fachowo "uczynkami miłosierdzia", które częściowo wypełniają definicję "czynów zmieniających świat".

    Dam przykład z własnego życia. Jest poniedziałek rano. Wstaję długo przed budzikiem, bo jakość snu była marna. Jadę do pracy z miną raczej średnią, będąc bardziej zmęczonym niż wypoczętym. Na posterunku ochrony widzę pana Kazia (imię zmienione na potrzeby wpisu). Pan Kaziu bardzo lubi opowiadać o swoim życiu. Z jednej strony nie mam najmniejszej ochoty z uśmiechem na twarzy się przywitać. Niemniej jednak, uśmiecham się, mówiąc: "Dzień dobry Panie Kaziu. Co tam dobrego u Pana słychać? Jak tam weekend?". Ktoś tu powie, że jestem masochistą. Być może. Niemniej jednak, widzę w tym momencie jak radość pojawia się u Pana Kazia na twarzy, ożywienie, być może nawet poczucie zauważenia a nawet docenienia. Naprawdę "wiele" mnie to nie kosztuje, a może dla pana Kazia było to ważne czy pozytywne. Może dzięki tej krótkiej rozmowie pan Kaziu będzie miał dobry dzień i "przekaże" dalej ten pozytywny nastrój kolejnym wchodzącym osobom.

    Ciągle uważam, że jest wiele takich drobnych, jak i większych uczynków, które zmieniają świat. Jednym z nich jest najzwyczajniej uśmiech. Nie, nie chodzi mi o to, by "śmiać się jak głupi do sera", ale by zdobyć się, mimo przeciwności (zmęczenie, zabieganie, etc.) na krótką chwilę uśmiechu wobec interlokutora bądź mijanej a znanej (a może i nieznanej osoby).

    "Uczynki miłosierdzia" dają kilka innych przykładów, z którymi niekoniecznie trzeba się zgadzać, ale można je potraktować jako pewną wskazówkę. "Chorych nawiedzać; wątpiącym dobrze radzić; nieumiejętnych pouczać, etc.". 

    Dodałbym od siebie jeszcze jeden "uczynek" - dbanie o sprawiedliwość. Mawia się, że nie ma sprawiedliwości na tym świecie, z czym zgadzam się. Z drugiej strony nie widzę wielu osób, które garną się do działanie w celu sprawiedliwości, szczególnie jeśli niesprawiedliwość ich nie dotyczy. To przecież "nie-moja-sprawa". 

    I tak następuje nieświadome przeniesienie odpowiedzialności na partie polityczne, rząd, urzędników, przełożonych, celebrytów, organy administracji, etc. "Przecież głosuję... przecież płacę podatki... przecież oni są od tego...". Wszystko poprawnie, ale jeśli nie pójdzie za tym moje działanie, to staję się jedynie biernym miernym konsumentem bylejakości życia, który wiecznie na coś narzeka. To, że oddaję głos w wyborach czy fakt płacenia podatków nie zabierają mi możliwości do działania - jedną nie wyklucza drugiego. 

    W ferworze oczekiwania na wyniki wyborów i nieubłagalnego rozczarowania się "dzień po", chciałbym zachęcić przede wszystkim siebie, ale i Was Drodzy Czytelnicy do Uczynków Zmiany. Każdy według swojego uznania czy nawet wyznania. 

    Nie zapominajmy, iż te "uczynki zmiany" obowiązują równie mocno wobec nas samych. Sam zastanawiam się teraz, czy uczyniłem jakikolwiek dziś uczynek zmiany wobec siebie samego. Raczej nie bardzo. Choć może pozwoliłem sobie dziś na leniuchowanie, na które prawie nigdy nie mam czasu...

    Jeśli chcemy zmiany, odrobinę więcej sprawiedliwości, bardziej pozytywnego otoczenia, oddanie głosu w wyborach czy narzekanie tego magicznie nie zmieni. Co zmieni to uczynek (nawet najdrobniejszy) każdego z nas, który "wypełnia znamiona" uczynku zmiany, czego sobie i Wam mocno życzę. 

Autor

P.S. Nie spisałem jeszcze moich ani tym bardziej ogólnych "uczynków zmiany", dlatego dowolność wszelaka, w granicach rozsądku, jest zalecana...

Popularne posty