Przykazania 11: "Iść na kompromisy ze sobą i światem".


 

    Cześć Wszystkim!

    Kontynuując serię naszych rozważań, docieramy do "przykazania" jedenastego. Prof. Leszek Kołakowski nie pochyla się zbytnio nad tym "przykazaniem", stąd być może nie "wstrzelę się" w jego przemyślenie. Niemniej jednak, jest to subiektywna i luźna interpretacja.

    Przykazanie podzielimy na dwie części: kompromis ze sobą oraz kompromis ze światem. Samo słowo kompromis pochodzi od łacińskich słów "cum" (--> "con"): "z", "wspólnie" oraz "promitto, -ere": "obiecać". Innymi słowy kompromis to "wspólna obietnica" lub "wspólne ustalenie" odnośnie rzeczy bądź działania. 


    Kompromis ze sobą.

    Kompromis ze sobą to pierwszy stopień trudności, dla niektórych nie-do-przeskoczenia. Każdy z nas ma wady i zalety, swój charakter, osobowość, cechy fizyczne i wiele innych. Te wszystkie składowe czynią mnie mną a kogoś innego, kogoś innym. Problem polega w tym, że prawie każdemu coś się w sobie nie podoba: nos, pięta, kciuk, dolegliwości zdrowotne, charakter, etc. W zasadzie, może to być wszystko i nic zarazem. Są oczywiście złe nawyki, wady, które można i powinno się zmieniać (=praca nad sobą), ale na gros rzeczy/cech nie ma się wpływu. Niestety, nie mam wielkiego wpływu na mojego palca u stopy czy temperament melancholijny. Jestem jaki jestem.

    By w ogóle pójść na kompromis ze sobą, trzeba siebie poznać - zarówno ciało, jak i psychikę (lub jak kto woli "duszę"). Kolejnym krokiem jest akceptacja - chociażby akceptacja stanu rzeczywistego. Pojawia nam się modne słowo: "kompleksy". Wiele osób posiada jakieś kompleksy na temat swojego wyglądu. Dużo mniej - na temat swojej osobowości. Pytaniem jest, czy z tymi kompleksami mogę żyć czy mogę je zmienić. W teorii, tak jak fizyczność do pewnego stopnia da się skorygować operacjami plastycznymi bądź zmianą stylu życia, tak z charakterem/osobowością/emocjami bywa trudniej. Ważne dwa pytania: czy coś jest korygowalne i czy jest mi konieczne to skorygować. 

    Kompromis będzie raczej odnosił się do aspektów/cech trudno- lub niekorygowalnych. Przykład. Należę do osób o usposobieniu raczej melancholijnym. Dodatkowo, mam łatwość "wymyślania" negatywnych scenariuszy co do działania w przyszłości (mojego lub innych). Pierwszy krok mam już za sobą - jestem tego świadomy. Drugi krok przyszedł trudniej - akceptacja. Dlaczego wynajduję możliwe negatywne scenariusze, zamiast optymistycznie spoglądać w przyszłość? Dlaczego wpadam (rzadko bo rzadko) w stany zadumy, melancholii kiedy przykładowo jest powód do radości?

    Są to aspekty, których raczej nie zmienię. Pozwalam sobie jednak na kompromis z sobą samym. Co to oznacza? Otóż, pozwalam sobie na te momenty zadumy a nawet zanurzam się w swoją melancholię słuchając adekwatnej muzyki. Nie czynię tym nikomu (ani sobie) krzywdy, a mój organizm przechodzi wtedy pewnego rodzaj katharsis (oczyszczenie). Innymi słowy, jest tak skonstruowany i widocznie moja osobowość tego potrzebuje, by zachować pewien rodzaj balansu emocjonalnego bądź jest to swoisty rodzaj resetu emocjonalnego. A co do przewidywania negatywnych scenariuszy? Całkiem niedawno olśniło mnie, iż jest to niesamowicie przydatna cecha w pracy - przy ocenie ryzyka w projektach 😉 Przy każdym możliwym projekcie mam pole do popisu - wynajduję wszelkie możliwe negatywne scenariusze (i możliwe rozwiązania). I tak oto moja "wada" stała się mi bardzo przydatna. 


    Kompromis ze światem.

    Aby móc pójść na kompromis ze światem, trzeba wpierw umieć pójść na kompromis ze sobą samym. Świat jaki jest, taki jest. Warto poznać metody działania "świata". Duża część społeczeństwa widzi (lub, co gorsze, chce widzieć) jedynie iluzję świata. Wiele już pisałem o iluzji, więc nie wracam tu do tematu. Mówiąć świat, nie mam tu na myśli natury. Myślę głównie o świecie w kontekście społeczeństwa, polityki, etc. - myślę o świecie "ludzkim", ze wszystkimi jego czarnymi kartami (wojny, głód, kłamstwo, niesprawiedliwość, polityka i wszystkie inne temu podobne). Jak tu iść na kompromis z takim światem? Niemożliwe, prawda? 

    Odwrócę jednak powyższe pytanie: jak nie iść na kompromis z "takim" światem? Innymi słowy, by nie ulec całkowitej frustracji czy zatraceniu, kompromis ze światem jest jedyną alternatywą. Czy tego chcę czy nie, jestem częścią "systemu", ale staram się nie "przynależeć" lub "nie budować" systemu. Można powiedzieć, że częściowo płynę pod prąd lub chociażby nie daję się ponieść prądowi, nomen omen, mainstreamu. Czy jestem w stanie wpłynąć na politykę, wojne, głód, niesprawiedliwość? Nie lub w minimalnym stopnie. Mój kompromis ze światem to przede wszystkim akceptacja stanu rzeczywistego i "współpraca" tam, gdzie jest to dla mnie akceptowalne lub/i konieczne. Chodzę do pracy, zarabiam pieniądze na życie. Jestem częścią systemu, ale się z nim nie identyfikuję ani "system" nie jest moim (jedynym) życiem.

    Kompromis ze światem nie oznacza jednak kapitulacji czy kompromitacji. Nie oznacza bierności. Wręcz przeciwnie. Kompromis ze światem motywuje do koncentracji w pracy nad sobą. To jednostki zmieniają świat albo motywują tłumy do zmiany świata (w dobrym lub złym znaczeniu). Niemniej jednak wszystko zaczyna się od jednostki. 

    Moim wkładem do zmiany świata jest zmiana tego, na co mam wpływ - siebie samego - i to tylko w ramach moich ograniczeń. Ze światem idę na kompromis, nie dlatego, że jest mi tak wygodnie, ale dlatego, że jest to mi konieczne, bym sam mógł iść naprzód w moim rozwoju.

    Pozostaje prosta kalkulacja - zmieniając siebie samego, mogę dla kogoś być motywacją, inspiracją bądź może nawet mentorem. I tak może przyczyniam się w malutkim stopniu do zmiany świata na lepsze. Nie zmieniając siebie, nie zmieniam nic.


    Na zakończenie mały psztyczek dla tzw. celebrytów 😉 Często wydaje mi się, że celebryci to osoby, które zmieniają świat (pozornie, iluzorycznie), ale nie potrafią zmienić samych siebie. To trochę jak budowanie na piasku. Akurat mam alergię na celebrytów, więc zostawiam temat, bo będę potrzebował wziąć lek antyhistaminowy.

    Jeden człowiek może zmienić świat (...) zaczynając od zmiany samego siebie...



Popularne posty